Witam
od dłuższego czasu razem z narzeczoną szukamy ekonomicznego oraz taniego w utrzymaniu samochodu, padło na Astrę H. Jeździmy dosyć dużo (około 100 KM dziennie) dodatkowo chcemy zainwestować w instalację gazową, tak jak wspominałem ma to być auto tanie w utrzymaniu. Nie wymagamy od niego żeby był "demonem" prędkości.
Dzisiejszego dnia wybraliśmy się na oględziny wyżej wymienionego samochodu. Sprzedawca to osoba prywatna, kupił ponoć samochód w atrakcyjnej cenie od starszego Pana, sprzedaje ponieważ chce zarobić. Pierwsze wrażenie jak najbardziej pozytywne, wszystkie blachy równo spasowane(tak nam się wydaje), nie zauważyliśmy również różnicy w odcieniach lakieru, jazda próbna również na plus. Po podniesieniu maski okazało się, że silnik nie posiada oryginalnej pokrywy na silniku (plastik który zasłania całe wnętrze)
Problemu pojawiły się w momencie kiedy zauważyliśmy brak naklejki, którą dostaje się przy rejestracjach w wydziale komunikacji. Sprzedawca tłumaczył się że szyba była wymieniana (przygoda z kamieniem itd.) i naklejka przepadła ze starą szybą. Druga sprawa to taka że sprzedawca zakupił samochód w pierwszej połowie 2016 roku od pierwszego właściciela i w dalszym ciągu nie przerejestrował samochodu na siebie, dodatkowo cena w umowie sprzedaży auta została zaniżona do 2 tysięcy. Zadaliśmy pytanie "dlaczego właśnie tak ? " Sprzedawca odpowiedział "na patencie"
Auto jest z 2010 roku, 1.4 / 90 KM, benzyna z przebiegiem 57 tysięcy. Książka serwisowa z udokumentowanym przebiegiem do 30 tysięcy. Sprzedawca kupił auto od pierwszego właściciela z przebiegiem 54 tysięcy w przeciągu roku zrobił 3 tys km. Tłumacząc się, że posiada drugie auto. Auto wystawione za 21 tysięcy z możliwością negocjacji.
Sprzedawca zgodził się na sprawdzenie auta w niezależnej stacji diagnostycznej. I tutaj nasuwa się nasze pytanie - czy jest sens prowadzić "dochodzenie" czy najzwyklej na świecie odpuścić sobie, bo śmierdzi WAŁKIEM na kilometr ?
http://imgur.com/a/OKOxy <--- fotki
Prosimy o waszą pomoc oraz z góry dziękujemy